Nadia Długosz
Na twoich mediach społecznościowych można zauważyć, że jesteś stałym gościem siłowni. Kiedy zauważyłaś, że treningi wdarły się do twojego życia na stałe?
Karnet na siłownię opłacam nieprzerwanie od 16 roku życia, ale w przypadku wykorzystywania go muszę przyznać, że regularnie padam ofiarą własnej pewności siebie i satysfakcji, bo gdy tylko dotrę do upragnionych rezultatów i wyznaczonych celów, od razu zawieszam działalność „siłowniową”. A przynajmniej padałam, zazwyczaj, aż do zeszłego roku, kiedy zamiast celu sylwetkowego postawiłam dla odmiany na taki sprawnościowy i organizacyjny. I zakochałam się.
Nie podzielam problemu większości odchudzających się osób – stale mam motywację, gdy chcę schudnąć, od razu mi się to udaje, ale tym razem moje plany poszły o krok dalej. Dzisiaj godzinny bieg jest przyjemnością, zamiast jednego podciągnięcia, jestem gotowa na 7 i choć ktoś może spytać „quo vadis?” – no cóż, mam nadzieję, że nie będę musiała przed nikim nigdy uciekać, ale poza częścią stricte funkcjonalną istnieje również ta od satysfakcji. A jej naprawdę nie brakuje przy każdym małym, wręcz codziennym zwycięstwie!
Jak dawanej wyglądała twoja przygoda ze sportem, zawsze byłaś aktywną osobą?
Całe życie coś trenowałam. Od dziecka tenis, bieganie, później wiele lat jazdę konną. Każdy wyjazd w moim życiu był w jakimś stopniu skorelowany z różnymi dyscyplinami – zimą narty z rodziną, latem kitesurfing z przyjaciółmi. Weekendy? Wycieczka rowerowa za miasto. Ruch był dla mnie naturalny, ale jego forma stale się zmieniała – nie lubię rutyny.
Dużą wagę przywiązujesz do diety? Jakie nawyki żywieniowe wprowadziłaś do swojej codziennego jadłospisu, aby zadbać o zdrowie?
Zakochałam się w piciu wody. Robię to wręcz odruchowo. To prawdziwy gamechanger, bo ta drobna na pozór zmiana ciągnie za sobą inne – rzadziej podjadamy, dłużej jesteśmy najedzeni albo po prostu jemy mniejsze posiłki.
To banał, prawda? Ale zdrowie to właśnie banały i może dlatego tak łatwo przychodzi nam je łamać. Jem dużo, ale rozsądnie. Zdarzają mi się okresy, w których pilnuję kalorii licząc skrupulatnie każdy gram każdego składnika, lecz nie oznacza to od razu, że głodzę się i jem jarmuż – wręcz przeciwnie! Nauczyłam się wykorzystywać podstawowe składniki na 1000 sposobów, a pełnowartościowy posiłek potrafię kreatywnie zamknąć w 5 zł.
Umiejętne prowadzenie diety udowadnia, że można zjeść ciastko i mieć ciastko, choć może takie nie do końca dosłowne, bo często ciastkiem będzie kostka twarogu z serkiem waniliowym i borówkami, ale uwierzcie – smakuje równie dobrze!